Tytuł: „Pięćdziesiąt twarzy Greya”
Tytuł oryginału: „Fifty Shades of Grey”
Wydawca: Sonia Draga
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 608
Ocena: 2/6
Wydawca: Sonia Draga
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 608
Ocena: 2/6
Podobno tę książkę można
kochać lub nienawidzić. Są osoby, które przeczytały powieść jednym
tchem, są też takie, które po zapoznaniu się z treścią, nie pozostawiły na autorce suchej
nitki lub takie, które zaczęły literaturę, ale po kilkunastu stronach stwierdziły, że nie przebrną do końca tej historii.
Moja opinia nie wniesie nic nowego ponad to, co
zostało dotychczas powiedziane. Jednak właśnie ze względu na całe
zamieszanie wokół tej powieści, postanowiłam sama przekonać się, o co tyle
szumu.
Anastasia Steele, 21-letnia
studentka ostatniego roku literatury, w zastępstwie swojej chorej przyjaciółki, jedzie
przeprowadzić wywiad z 27-letnim przedsiębiorcą i miliarderem Christianem Grey’em.
Ana od pierwszego spotkania, pozostaje pod urokiem piekielnie przystojnego,
seksownego i inteligentnego młodzieńca. Jak się okazuje, ona również wpadła mu
w oko, a co za tym dalej idzie, Christian dokłada wszelkich starań, aby zainteresować sobą
dziewczynę. Problem pojawia się w momencie, kiedy nasza główna bohaterka,
poszukująca romantycznej miłości, partnerskiego związku, kogoś kogo pokocha z
wzajemnością, otrzymuje od Greya propozycję układu i podpisania zgody na… bycie
poddaną, uległą, którą całkowicie będzie mógł zawładnąć, a która bez zgody
swojego „Pana” nie będzie mogła nawet na niego spojrzeć lub dotknąć go. Tego
jak potoczą się losy bohaterów nie zdradzę. Powiem natomiast, że przeważającą częścią książki są opisy scen
erotycznych z elementami BDSM.
Reklama tej książki
zrobiła swoje. Wywołała burzę, cel został osiągnięty. Mnóstwo osób przeczytało powieść, a jeszcze więcej o niej słyszało.
Jeśli chodzi o moje
odczucia, to są one bardzo mieszane, z przewagą negatywnych. Na ogół czytając
powieść udaje mi się znaleźć jakieś cechy wspólne z bohaterami, co z kolei
powoduje, że mogę się z nimi utożsamić, a tym samym książka wciąga mnie do swojego świata i
wzbudza ciekawość. W tym przypadku, Anastasia jest bardzo irytująca i nie
znalazłam w niej ani jednej cechy, która mogłaby sprawić, że stanie mi się
w jakiś sposób bliska. Christian również nie należy do typu mężczyzny, który wzbudziłby moje zainteresowanie, tak więc w pewnym momencie czytałam książkę, tylko dlatego, że nie
lubię pozostawiać niedokończonych historii.
Podobno w oryginale
powieść wypada dużo lepiej. Niestety polskie tłumaczenie i cenzura, czasami są
wręcz żenujące. Ostre czy pikantne słowa głównej bohaterki zostały zastąpione
sformułowaniami typu: „O Święty Barnabo”, „rany Julek”, "kurka wodna", „kuźwa do kwadratu”,
„cholera do kwadratu”, nie wspomnę już o wewnętrznej bogini, która była jeszcze
bardziej irytująca niż sama Ana. Powiedzcie, czy można spokojnie czytać tekst: ”Moja wewnętrzna bogini wykonuje taniec siedmiu welonów”?
Do mnie to zupełnie nie
przemawia, a wręcz wywołuje rozdrażnienie.
Denerwujące były również
ciągłe powtórzenia zachowań bohaterów. Ile można czytać o tym jak Ana przeżywając
orgazm, rozpada się na tysiące kawałków, zagryza wargę, rumieni się albo
przewraca oczami, a Chrystian „świerzbiąca ręka”, przesuwa palcami po policzku
aż do brody, odchylając jej głowę do tyłu lub mówi „dojdź dla mnie mała”. Te
sformułowania pojawiają się dosłownie, co chwilę.
Nie będę Was zachęcać do przeczytania tej lektury, ale
również nie będę odradzać. Myślę, że każdy, kto ma ochotę po nią
sięgnąć, dokona własnej oceny.
Jednak przeglądając opinię na
temat pozostałych dwóch części powieści, okazuje się, że osoby, których
pierwszy tom tej trylogii nie zachwycił podobnie jak mnie, zmieniają zdanie po
przeczytaniu kolejnych książek. Tyle, że w następnych częściach pojawiają
się jakieś dodatkowe wątki, poza seksem, więc może to sprawia, że dalsze powieści nie
są tak monotonne.
Być może kiedyś skuszę się i sprawdzę, ale na dzień dzisiejszy jedyne co mogę stwierdzić, to fakt, że kogoś mocno poniosła fantazja określając E L James mianem „pisarki wszech czasów”.
Być może kiedyś skuszę się i sprawdzę, ale na dzień dzisiejszy jedyne co mogę stwierdzić, to fakt, że kogoś mocno poniosła fantazja określając E L James mianem „pisarki wszech czasów”.
Faktycznie reklama zrobiła swoje, ponieważ nikt tak słabo napisanej lub źle przetłumaczonej książki, by nie przeczytał. Z drugiej strony mimo rażących błędów ta książka ma coś, co powoduje że nie można się od niej oderwać. I oczywiście zgodzę się z tym, że druga część jest lepsza od pierwszej, chyba nawet najlepsza z całej trylogii...
OdpowiedzUsuńO widzisz... dzięki za potwierdzenie, że lepsze odcienie Greya jeszcze przede mną :) Może za jakiś czas się przekonam :)
UsuńMoje zdanie na temat Greya znasz. Osobiście bardzo lubię tę historię, choć rzeczywiście warsztat tej książki leży i kwiczy. W kolejnych tomach jest odrobinę lepiej, więc jeśli chcesz, to przeczytaj, ale nie będę do niczego namawiać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Znam, znam :) I właśnie dlatego zaczynam zastanawiać się nad przeczytaniem kolejnej części :)
Usuń